A po nocy przychodzi dzień… Każdy zna słowa tej piosenki i ma świadomość, że wszystko na świecie jest cykliczne: po burzy wychodzi słonce, a po lecie nadchodzi zima. Cykliczność i rytm są wpisane w nasze życie i nie inaczej jest z giełdą, choć tu równie dobrze można mówić, że fortuna kołem się toczy, raz jesteśmy na dnie, by za chwilę wznieść się do góry. Cykliczność na giełdzie zależy od wielu czynników i warto wiedzieć, na czym polega.
Trendy, trendy… jak to wyczuć?
Teoretycznie wydaje się to proste: ceny zawsze kształtuje popyt i podaż, a między nimi istnieje ścisły związek. Tylko na giełdzie nie jest to takie oczywiste, bo na wiele z cen wpływa obowiązujący trend. To troszkę odwrotność tego, co dzieje się w sklepie, w którym, gdy cena spada, zaczynają się wyprzedaże, klienci ruszają na zakupy, by skorzystać z atrakcyjnej obniżki. Na giełdzie jest inaczej: gdy jedni zaczynają sprzedawać, to cena spada, a za moment dołączają do nich inni i także sprzedają, a to sprawia, że cena jest coraz niższa i niższa. Podobnie z zakupami: gdy widzimy, że cena akcji idzie w górę i wszyscy kupują, także i my, kupujemy. To nic innego jak dążenie za trendem, które nie zawsze jest korzystne.
Analiza i wiedza
Oczywiście, to byłaby sytuacja idealna. Wyobraźmy sobie, na giełdzie inwestują wyłącznie osoby światłe, które doskonale wiedzą, czym są strategie giełdowe i jakie są dla nich korzystne, mają w małym paluszku analizę techniczną i fundamentalną i żadnej presji na szybkie zarobki. Tylko takie ideały praktycznie nie istnieją, bo na giełdzie nie brak takich, którzy inwestują, bazując na przeczuciach, intuicji czy podpowiedziach pseudoekspertów. Nazywa się ich powszechnie spekulantami, a ich inwestowanie to nic innego, jak zabawa w zgadywanki, w której co zabawne czasem wszystko się udaje, choć i bywa, że straty są ogromne. Pełny artykuł o spekulantach pojawił się także na stronie bitkojn.pl, ponieważ również i w kryptowalutach są spekulanci. Takie osoby kupują często zbyt drogo i w mocno przeszacowanych cenach lub odwrotnie.
Hossa i bessa
Teraz już chyba jest jasne, że trendy napędzane przez spekulantów powodują określone ruchy na giełdzie. To hossa i bessa, które razem układają się w cykl. Ot, po hossie przychodzi bessa, a każda z nich jest rozciągnięta w czasie. Bessa to nagłe trendy spadkowe, ceny papierów wartościowych są niskie i wciąż spadają, a wszyscy inwestorzy „uciekają” ze swoimi pieniędzmi. Symbolicznie to czas niedźwiedzia, który spadającą łapą przybija niskie ceny. Inwestorzy sprzedają, bo chcą odzyskać gotówkę, a rynek wpada w stagnację, dopóki ni obudzi go hossa, którą z kolei symbolizuje nacierający byk. Ceny gwałtownie rosną, a inwestorzy wracają, by kupować i kupować, często przepłacając, bo wydaje im się, że skoro inni kupują, to i oni robią świetny interes. Tylko potem znowu nadchodzi bessa…
Sorry, taki mamy klimat
W najgorszej kondycji psychicznej są zwykle ci, którzy nieco zbyt późno się obudzili. Ot, wchodzą na rynek giełdowy pełni entuzjazmu, w trakcie trwającej hossy, gdy już i tak jest drogo, ale podążają za trendem, więc wydaje im się, że jeszcze sporo do zarobienia. Potem, gdy nadchodzi bessa, nie przyjmują do wiadomości spadku cen i myślą, że przecież to chwilowe i za moment się „odkują”, sprzedadzą i wyjdą na swoje, a może nawet zarobią. Niestety, ceny nadal spadają, a rozczarowani frustraci sprzedają, by odzyskać choć parę złotych ze swojej inwestycji. Potem cykl zatacza koło, ale ci, którzy raz się rozczarowali, boją się zaryzykować powrotnie.